piątek, 30 lipca 2010

W czasie deszczu- trzeba wyjsc z domu.

Jeden dzien deszczowy mozna przesiedziec w wiekszosci w domu, ale kolejny dzien bez porzadnego spaceru jest nie do przezycia w naszej rodzinie. Dzis pomimo strug deszczu lejacych sie z szaro-burego nieba wybralismy sie na spacer na plac zabaw na sasiednim osielu. Zabawa byla przednia, zdjec zrobilam tylko pare,gdyz zal mi bylo aparatu narazic na zamokniecie. Spacer bylby zupelnie udany gdyby nie przykra przygoda, ktora spotkala naszego psa. W powrotniej drodze nagle z werandy mijanego domu wyskoczyl amstaff i rzucil sie na Farhe. Przezycie straszne. Automatycznie spuscilam psa ze smyczy liczac, ze da rade sie samodzielnie obronic.Psy kotlowaly sie na ulicy. Bianca kurczowo zawisla na moim ramieniu, a ja wrzeszczalam o pomoc, ktora nie nadchodzila, rownoczesnie krzyczalam do Julki i Alvy aby sie nie zblizaly ( dziewczynki szly kilkadziesiat metrow przed nami) Dopiero po kilku minutach pojawil sie wlascieciel amstaffa.(Wtedy jego pies odpuscil Faruhni) Przerazony, prawie tak samo jak ja.W pierwszym odruchu wykrzyczalam mu, ze musi miec oko na swojego walnietego psa. Zabralam szybko psa, dzieciaki i udalysmy sie w strone domu.Po drodze obejrzalam Farh.Rana na boku, na mordzie oraz ogolne poturbowanie, moglo byc gorzej. Na gorzej, w kazdym badz razie wygladalo. Wlascieciel amstaffa dogonil nas w naszym lasku. Bardzo przepraszal, tlumaczyl, ze to pierwszy raz, pytal o zadoscuczynienie, obejrzal Farhe, pocieszal przerazone dziec itd. Jedno jest pewne dom tych ludzi bedziemy omijac szeroki lukiem, i wiem juz dlaczego od zawsze nie darzylam sympatia amstaffy.
Ps. Farah czuje sie dobrze.
Ps. Wlasnie zauwazylam, ze moj maz "wkleil" sie na MOJEGO bloga.Ostatnio jet grzeczny:) moze go tam zostawie?



2 komentarze:

  1. Ale miałyście przeżycie.Sądziłam,że taki pies bez nadzoru to nie na Waszym osiedlu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alva z doborem kolorystyki na bakier;-)Za to dziewczynki nadrabiaja z nawiązką;-)))

    OdpowiedzUsuń