piątek, 4 września 2009

Chodzony roslol czyli jesc czy nie jesc oto jest pytanie?

Ugotowalam dzis rosol. Niby nic nadzwyczajnego, czasami zdarza mi sie przeciez ugotowac "polski" smakolyk.Tyle, ze moj rosol jeszcze wczoraj wieczorem chodzil po podworku. Czesc kur sasiadow okazala sie kogutami, nalezalo wiec sie "pozbyc" czesci meskich osobnikow. Ojciec Jeanette-rodowity Norweg dokonal egzekucji z samego rana. Najdziwniejsze, ze koguty zamiast oskubane, zostaly...oskalpowane. No, coz co kraj to obyczaj. Ja postanowilam ugotowac tradycyjny rosol, Jeanette zas upiekla kogucika w piekarniku. Nie powiem ,bardzo osobisty stosunek mialam do tego rosolku, biegalam, zagladalam, doprawialam. Gdy glodne dzieci Jaenette wrocily ze szkoly z pytaniem co dzis na obiad, skrecalam sie ze smiechu gdy moja biedna koleznka odpowiadala grzecznie, ze ziemniaczki, marchewka i ....kurczaczek pieczony. Slowo kurczak nabralo dzis zupelnie innego dzwieku. Kolo pory obiadowej zadzwonila Jeanette. Wystekala tylko...nie dalismy rady Go zjesc, Stefan pojechal po pizze:):):)
A my? Jakos zjedlismy rosolek, ale bez duzego entuzjazmu. Troszke nam stal w gardle. Jakby nie bylo patrzylismy na te kurczaki od kwietnia,karmimy je, dzieciaki godzinami wisza na ogrodzeniu podgladajac ich poczynania.Wiem, ze to glupie, ale chyba ugotuje nowy rosl w nastepnym tygodniu z "kupnego" kurczaka. Tym sie na pewno najemy do syta!

9 komentarzy:

  1. Mam nadzieje,ze kurczaki nie przeszly cerymoni nadania imion - wtedy napewno nie przejda przez gardlo - mimo, ze sa stokrotnie smaczniejsze od tych kupnych

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeszly:( tyle, ze bez skor ciezko bylo powiedziec ktory jest ktory:) A jeden byl nawet wlasnoscia Olofa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba miec zdrowe wiejskie podejscie!

    OdpowiedzUsuń
  4. W zwiazku,ze gdzies tam w glebi mieszka we mnie wiejska dziewczynka udalo mi sie przelknac rosolek:)

    OdpowiedzUsuń
  5. To ciekawe czy dalibyscie zjesc tego krolka, ktory jest w planach;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kroliczek jako pasztecik pyszny

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedys rozmawiamy z Jeanette o pasztetach i mowie: mojej mamy najlepszy z krolika.....wtedy nasza przyjazn zawisla na wlosku. Krolik ogolnie rzecz biorac nie jest produktem jadalnym w tym kraju.::)) Caly czas przekomarzam sie z nimi,ze jak Alvie znudzi sie krolik to przerobie go na pasztecik!

    OdpowiedzUsuń
  8. Moi dziadkowie mieli kury i króliki. O tyle o ile dałam radę zjadać te biedne kury, to przy króliku już się nie umiałam przełamać, do dziś nie wezmę królika do ust.

    OdpowiedzUsuń
  9. Obcego krolika, szczegolnie pasztet jem bez oporow, ale "wlasnego" nie poddalabym osobistej konsumpcji:)

    OdpowiedzUsuń