sobota, 9 października 2010

Sobotnie.

Ostatnio moj blog zrobil sie dosc nudny. Przepraszam Was za to bardzo ale jakos tak sie ostatnio dzieje, ze na komputer albo brak czasu, albo sil. Przyznam tez sie, ze jak co jesien nagle odkrywam istnienie telewizora. Rzecz na ktora przez wiekszosc roku wcale nie zwracam uwagi,teraz przykuwa moja uwage. A to cos fajnego na szwedzkich kanalal, a to cos interesujacego na polskiej telewizji i tym sposobem pisze posty (czyt. wkladam zdjecia) na reklamach. Na sczescie na ich brak nie mozna narzekac:) Jeszcze jedna rzecz powodowala moja niechec do pisania. Moj komputer. Przegrzewal sie co rusz, wylanczal sie w trakcie pisania, nic ciekawego ogolnie. A do komputera stojacego u gory- droga ciezka i kreta:) Dzis po przyjezdzie z nocki Tommy poinformowal mnie, ze nawet juz nie moze zastartowac laptopa.
Teraz pisze na pachnacym nowocia i naszpikowanym nowa technologia komputerku.Fajny!!!

A teraz krotko jak nam minal dzien. Wrocilam rano, zjedlismy sniadanko i szybciutko pojechalismy do stadniny. Mialam wielka ochote zostac w domku, ale Bianca niedala sie nabrac. Z blyskawiczna szybkoscia sie ubierala i popedzila do samochodu, aby czasem nikto o niej nie zapomnial. Julka spisala sie na medal. Pomimo, ze przegapila bardzo duzo zajec, nie odstawala od innych.


Po zajeciach pojechalismy szukac odpowiedniego komputera. Szybko poszlo, poniewaz do zakupu przygotowywalismy sie juz od kilku tygodni, wiedzielismy wiec co chcemy.Potem zakupy zywnosciowe i do domku. Kawa z dziadkami,obiad, kawa z sasiadami i nagle zrobila sie 18.00. Zaczelo dopiero robic sie szarawo pobieglismy wiec do ogrodu. Tommy kosil trawe, bardziej konkretnie kosil liscie z trawa, ja wyrzucalam resztki lata w postaci przymarznietych kwiatkow. Bianca zas urzedowala na trampolinie i hustawkach.

Przyszlismy do domu pare minut po 19.00. Dziewczynki zasiadly do swoich sobotnich cukierkow, ja ogarnialam chate, a Tommy komputer. Kilka minut po 20.00 dziewczynki poszly spac. Jutro hokej, wiec musza wstac raniutko. A ja ide do pracy na 8 rano i koncze 24 godziny pozniej. Relacja zdana, czas na spanko:)
Zycze Wam milej niedzieli.

wtorek, 5 października 2010

Kot w butach czyli Banka w mamy butach.

Widac, ze moje nowe buty nie tylko mi sie bardzo podobaja:) Pod moja nieobecnosc Bianca, ktora nazywa siebie Banka paradowala w moich bucikach.

niedziela, 3 października 2010

Lyzwiarka:)

Sezon pilki noznej zakonczony. Dzis rozpoczal sie sezon hokejowy. Julka swoja przygode z lyzwami zaczela dwa lata temu, ale proby byly niewinne i ograniczaly sie do wyjazdu do parku miejsciego na publiczne lodowisko od czasu do czasu. W tym roku Julka ostanowila wziasc byka za rogi i na prawde nauczyc sie jezdzic na lyzwach.
W zwiazku, ze tata Tommy siedzial od samego switu w lesie probujac upolowac cos smakowitego ( cos chlopaki nie maja szczescia- zwierzyne spotykaja tylko po drodze na polowanie:) dziadek Sven przyjechal po Julke o barbarzynskiej 8.30 i zawiozl do hali hokejowej.
Moja stopa wcale nie planowala jechac za nimi, ale rozacz Bianci byla ogromna. Nic tylko ubrac sie i jechac ogladac poczynania Julki. Szczerze powiedziawszy jak zobaczylam moje kochane dziecko, ktore wiecej lezalo na lodzie niz stalo, mialam ja ochote zabrac natychmiast do domu. Jednak po blizszej obserwacji zobaczylam ze za kratki ochronnej spoglada na mnie najszczesliwsze dziewcze pod sloncem. Spocona do granic nieprzyzwoitosci Julka walczyla tak zajadle jak tylko uparty 5 latek moze. A nam nie pozostawalo nic innego jak jej goraco dopingowac. Po godzinie jazdy (upadkow)z chodzikiem Julka zaczela pokonywac cala trase bezupadkowo. Brawo, coreczko! Teraz tylko czekac do nastepnej niedzieli.




A to z wczorajszego dopoludnia. Idziemy karmic kury.
Za godzine ide do pracy, znow brakuje nam ludzi i ide extra, tak dobrze platne, ze zal bylo odmowic. Przed nami ciezki tydzien, tylko srode mam wolna, Tommy zas siedzi na kursie caly tydzien.