piątek, 17 lipca 2009

Piatkowe przedpoludnie.

Usiadlam.Pierwszy raz tego ranka, pomijajac jedzenie sniadnia z dziecmi.Wstalysmy pare minut po 8, wyszlysmy na krotka chwile z Farah na poranne sikanko (Julia oczywiscie w koszuli nocnej) uszykowalysmy z Bianca snadanko (Julka nie moze pomoc, gdyz w telewizji leci Hanna Montana::))a to przeciez, mamo- jest bardzo wazne!
Po sniadanku, ja zajelam sie scieleniem lozek i uladzaniem kuchni, a dziewczynki zajely sie zabawkami. I tak zrobila sie 10.30 i czas bylo zaczac sie szykowac do przedszkola oraz zadzwonila nasza pielegniarka dziecinna, z wiadomoscia ze przyszly szczepionki zamowione dla Bianci. Po 11 mialysmy zjawiac sie w przychodni. Juleczka byla dzis przeszczesliwa, gdyz wczoraj przyszla paczka z ubraniami, ktore kupilysmy w sklepie internetowym, wystroila sie wiec do przedzszkola w nowe ciuchy. Jak kazda kobieta, ona rowniez ma o wiele lepsze samopoczucie, o ile ma cos nowego na sobie.
Wychodzac z domu, nasza kochana suka wystraszyla jakiegos faceta, obrewala mi sie niezla bura- oczywiscie slusznie. Zal mi bylo goscia, bo wystraszony byl bardzo.Farah dla nieznajomych moze wydawac sie na prawde groznym psem. Julia szybko podbiegla i zlapala psa za obroze i dala mu nalezyta bure. Ale gosciu nadal byl sparalizowany strachem. Znow przez pare miesiecy beda krazyc niestworzone historie o groznym psie mieszkajacym na Vinkelbuda ( tak nazywany jest miejsce gdzie stoi nasz dom)
O 11.00 odstwilismy Juleczke do przedzszkola i pojechalysmy do przychodni, gdzie musialysmy czekac ponad pol godziny, gdyz dzis byly tzw godziny otwarte ( w kazdy piatek miedzy 10.30-12.00 oraz wtorki 13.00-14.30) kazdy rodzic moze przyjsc bez umawiania sie, na wazenie i mierzenie, oraz jesli ma jakis inny problem ze swoim maluchem. Odczekalysmy swoje i "ciach-bach" w udko Bianeczkowe wbiti igielki:( Dziecie pokrzyczalo, plucka ma silne i zdrowiutkie, slychac wiec ja bylo w calej okolicy. Na szczescie po minucie bylo po krzyku. Potem pojechalysmy na szybkie zakupy. Teraz Bianca spi, ja odkurzylam, poskladalam co sie dalo, wstawilam pranie,przygotowalam tyle o ile obiad dla Tomka i dziewczynek. O 14.45 przyjezdza Tommy a ja jade do pracy.Koncze o 21.30.Tyle na dzis. Moim kochanym rodzicom zycze udanych wakacji w Zakopanem. Za pare lat i my wybierzemy sie z dziecmi na wczasy do Zakopca::)) Juz nie moge sie doczekac spaceru na Gubalowce, Krupowek i widoku z Morskiego Oka.

środa, 15 lipca 2009

Ekologiczna rodzina.


Teraz w Szwecji wszystko ma byc ekologiczne. Ekologiczne jedzienie, ekologiczne samochody, ekoligiczne ubrania- generalnie mamy zyc ekologicznie a co wazniejsze myslec ekologicznie i uczyc dzieci zyc w posznowaniu srodowiska. Eko jest najbardziej popularnym slowem- i widac je rzeczywiscie na kazdym kroku.
Moj ulubiony szwedzki miesiecznik " My rodzice" w tym miesiacu jest w calosci poswiecony ekologi w odniesieniu do rodziny z dziecmi. Po przeczytaniu gazety nasunal mi sie wniosek: jestesmy rodzina starajaca sie zyc w filozofii EKO. Planujemy nasze zakupy, wyruszamy do sklepu z lista, ktorej trzymamy sie oraz piszemy jadlospisy. ( 25% produkowanego jedzenia w Szwecji trafia do smietnikow) Wszystkie resztki trafiaja do kurnika:)plus segregujemy odpadki biologiczne, nie zjdliwe dla kurek. Julia skonczyla uzywac pieluchy w wieku 2 lat i 2miesiecy. ( Nie jestem pewna, ze z Bianca pojdzie podobnie.Mala i owszem na nocnik siada, ale rownie szybko z niego ucieka.Woli zrobic siku na srodku kuchni i w nich tanczyc:) Co do ubran, to staram sie kupowac ekologiczne, robilabym to jeszcze chetniej jakby ich cena byla przystepniejsza, aczkolowiek duzo ubran Julia dziedziczy po Alvie,a Bianca po Juli. W ten sposob ograniczamy potrzebe nabywania nowych.
Tyle na dzis. Roze na zdjeciu to moje z ogrodu. A ponizej Julcia ( w sukience ekologicznej:)


Na portalu Youtube mozecie obejrzec krotki film z dzisiejszego popoludnia. http://www.youtube.com/watch?v=KMxRpYk6Cbg

wtorek, 14 lipca 2009

Dzien za dniem.

Dni przesuwaja sie jak koraliki na sznurku, szybciutko, coraz szybciej.Nagle zrobila sie polowa lipca, a przeciez nie tak dawno mielismy Midsommar.Ale to i dobrze, do wyjazdu do Polski coraz blizej. Julia codziennie rano pyta, czy to juz jutro jedziemy do baby Alicji, dziadka Jacka i do "swojej" Ani. Odliczamy kolejne dni,jeszcze 19.
Dzis nie wydarzylo sie u nas nic szczegolnego, ot zwykly dzien.Tyle ze dziadek Sven nam niedomaga, nabawil sie biedak jakiegos letniego wirusu. Zyczymy szybkiego powrotu do zdrowka! Oraz wieczorem odwiedzili nas Ania z Danielem i Ella.
Do poludnia bylysmy na jagodach, ktorych mamy zatrzesienie w lesie za domem.Aparatu nie milam ze soba, dlatego zerwalam galazke.

Dziewczynki zajadaja sie jagodami, poziomkami oraz truskawkami z naszego i jeanettowego ogrodka. Uwielbiam nasz dom najbardziej za jego cudowne usytuowanie.

Umorusana Bianeczka w oczekiwaniu na soczek na schodach domu.

Julka- modelka pozuje do zdjecia. Coraz trudniej mi zrobic jej "dobre" zdjecie. Jak tylko widzi aparat zaczyna stroic coraz glupsze miny:)
Oczywiscie nie obylo sie dzis bez deszczu. Dziewczynki zajely sie malowaniem blyszczacymi klejami. Julia jako wzorowa siostra pomaga dzielnie Biance.

Jutro Julia idzie do przedszkola za ktorym juz bardzo sie stesknila.Pikanteri dodaje fakt, ze bedzie to Bullerbyn- inne przedzkole w naszym miasteczku, gdzie na czas wakacji zrobiono tak zwane przedszkole zbiorcze.Powinnam jutro miec zebranie pracownicze, ale z w zwiazku z wakacjami zostalo odwolane.Dlatego Julia moze isc do przedszkola. Pracuje za to popoludniowki w czwartek i piatek, wiec przed Julia 3 dni przedszkolnego zycia. Czyli to co Julka kocha najbardziej.
Na zakonczenie zas zdjecie mojego kochanego meza, ktory albo wcale nie uprawia sportow i narzeka na slaba kondycje fizyczna albo uprawia jej ekstremalnie. Teraz jezdzi na rolkach. Dzis zrobil 11 kilometrow w 45 minut. Tak wygladal po przejazdzce wieczornej.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Kalosze i portfel.

Od kilku dni urzadzam polowanie na....kalosze. Wybrzydzam, krece nosem, narzekam i nadal chodze w tomkowych kaloszach. A ja chce kalosze jak Juleczki. Kolorowe, najlepiej rozowe:) A kaloszy jak na lekarstwo, wszystko przebrane, wykupione, polki puste, a te drogie- za drogie na moja kieszen. Sklepy internetowe tez nie daja wiekszego wyboru. Czekam wytrwale i bede szukac dalej.
Dzis mielismy piekna pogode az do 19 kiedy to lunelo na prawde niezle.Pojechalismy wiec do centrum handlowego, gdzie jeszcze nie bylam w poszukiwaniu ogumienia:) oraz w celu kupna potlfela dla Juli. Juleczka od kilku dni marzyla o portfeliku. Od dziadkow ma w zwyczaju dostawac pieniazki, ktore walaja sie po calym domu, a ostatnio dostala "prawdziwe" pieniadze (papierowe 50 koron, ktore ma zaoszczedzic na wyjazd do Polski) A prawdziwe pieniadze nalezy schowac do portfela! W sklepie z torebkami i artykulami skorzanymi nasze dziewcze upatrzylo sobie najdrozsze cacko. Portfel z Hanna Montana. Tommy nie potrafi odmawiac swojej pierworodnej i kupil portfel. Niestety musielismy go Juleczce zarekwirowac karnie:( Juz dawno Julka nie zachowywala sie tak okropnie w sklepie jak dzis. Uciekla nam w "Obsie" olbrzymi sklep ze wszystkim. Probowalismy ja zlekcewazyc ale nic nie pomagalo. Krzyczala na cale gardlo, wyzywajac nas od glupkow bo nie chcielismy jej kupc.....wszystkiego!Podroz do domu tez nie nalezala do przyjemnych. Czasem nie latwo byc 4 latkiem! Latwo tez nie jest byc rodzicem 4 latka.
Na szczescie szwedzkie spoleczenstwo jest dosc wyrozumiale jesli chodzi o wrzeszczace dzieci w miejscach publicznych.

niedziela, 12 lipca 2009

Podsumowanie weekendu.

Pogoda nie nalezala do najlepszych. Dopiero dzis nawiedzilo nas sloneczko, a deszcz zmoczyl nas tylko jeden raz. Rewelacja.Po tygodniu ciaglego deszczu cudownie bylo dzis wyjsc na dwor bez ubran przeciwdeszczowych.
Piatkowe popoludnie i wieczor spedzilismy u Gunnarkow, jak zwykle bylo przesympatycznie. Dziewczynki wyszalaly sie z dziecmi. Mialy do towarzystwa Karoline i Eweline oraz Kubusia- polskich kuzynow Daniela plus Filipa,Jonne oraz Issaka szwedzkich kuzynow. Wrzaskow bylo co nie miara, smiechu, krzyku a i czasem placzu,jak maluchy wyrywaly sobie zabawki z rak.
Wczoraj zas odwiedzili nas Madelen i Andreas. Siedzielismy prawie do 2 w nocy. Na 22 sierpnia jestesmy zaproszeni na przyjecie weselne. Rodzice Andreasa zapraszaja wszystkich znajomych mlodej pary na oblewanie ich szczescia. Szykuje sie calkiem fajna impreza.
Zas dzis wieczorem zrobilismy calkiem fajna rzecz. Pozyczylismy rowery, ja od Jeanette, ktora ma zamontowane krzeselko dzieciece. Tommy od Laili. Celem byla stacja benzynowa, gdzie mielismy kupic dziewczynka lody. Niestety spoznilismy sie. 5 minut. Rowniez Konsum byl juz zamkniety. Porewerowalismy wiec do Ani i Daniela, liczac na szklanke wody. Nie przeliczylismy sie.Po krotkiej pogawdece czas bylo wracac do domu. Musze przyznac, ze Julka spisala sie na medal.Pedalowala dzielnie, caly czas starajac sie byc na przodzie. Dzielna dziewuszka. Na Bianca tez nie ma co narzekac, aczkolwiek kask nie za bardzo podoba sie Biance. Tzn. bardzo jej sie podoba ale nie na glowie.Kilka razy musilam robic postoje aby poprawiac jej kask.
Na jutro nie mamy wiekszych planow. Zobaczymy co przyniesie poranek.:)