sobota, 27 lutego 2010

Sila natury, czapkowicze itd

Mamy odwilz. Wszystko zaczelo sie wczoraj po poludniu. Cieplo, cieplej i nagle zamiast bialego puchu lecacego z nieba zaczelo padac.Tony sniegu w oczach zaczely malec, ale nie martwcie sie, sniegu nam nie zabraknie zapewne do maja:)
Dzis rano wracajac z pracy, zastalam oto taki widok mojej kochanej werandy.


No, coz. Na wiosne przyjdzie nam montowac nowy dach. Mam nadzieje, ze nowy bedzie sluzyl dluzej niz dwa lata:)
Po krotkim spacerze z psem, postanowilam wtulic sie do Tomka i Bianci ( Julka spala u dziadkow), okazalo sie ze kot rowniez czekal na mnie.
A to juz dziewczynki i ja:) w swoich olimpijskich czapkach zrobionych przez babcie Ine. Dla niedoinformowanych, takie wlasnie czapki maja szwedzcy olimpijczycy. Czapki sa zrobione szydelkiem. I sa nie do zdobycia w sklepach. Na aukcjach intrnetowych trzeba zaplacic ponad 1000 kr ( okolo 400PLN) za sztuke. W sklepach wykupione sa wloczki, zolta i niebieska sa bezcenne. Babcia Ina, na nasz chec posiadania olimpijskich czapek zareagowala natychmiast. Jakims cudem udalo jej sie zdobyc potrzebne wloczki. Najpierw moj kochany maz probowal sie zmierzyc z szydelkiem, po kilkunastu probach zaprzestal. Babcia Ina zas w przeciagu 3 wieczorow zrobila czapki dla calej naszej rodziny:)




Po poludnu przyjachali do nas Per z Emma i chlopcami. W ramach podziekowania za pozyczenie nart dla Konrada, zaprosilismy ich na sobotni obiad. Bylo bardzo sympatycznie i ponoc przesmacznie.Tyle, ze goscie bardzo sie martwili czym oni nas ugoszcza jak do nich przyjedziemy.
Jutro caly dzien spedzam w pracy. Nadchodzacy tydzien mam tzw "lekki" pracuje tylko srode i czwartek. Ale za to w szkole duzo, wiec mam zamiar sie uczyc ile sie da ( czytaj, na ile dziewczynki dadza:)
Ps. Rownoczesnie z pisaniem przygladalam sie walce Justyny Kowalczyk,jesli znajdziecie jakies bledy to wszystko przez nerwy!
Dzielna babka, z tej naszej Justyny!!!Brawo, Justynka!!!!!!!!
Chyba poprosze babcie Ine o wydzierganie bialo-czerwonej czapeczki:)

czwartek, 25 lutego 2010

Sezon pilkarski?

Wolne jak zwykle zlecialo szybciej niz by sie chcialo. Julia z samego rana oswiadczyla, ze dzis chce grac w pilke nozna:) Wygrzebala swoja ukochana pilke, wybrala odpowiednia koszulke z kolekcji pilkarskiej i zaczelo sie...bieganie po domu w pogoni za pilka. W pewnym momenice juz sama nie wiedzilam co, czy kto, za kim gania. Julka za pilka, Bianca za Julka, pilka za mna...urwanie glowy!


Nie pozostalo nic innego jak wyprowadzic towarzystwo na swieze powietrze. Poszlysmy na gorke do sasiadow, gdzie Julka wyladowywala nadmiary energi. Bianca zas dotrzymywala towarzystwa kurka, kogutowi i krolikowi. Ja zas popijalam kawke z Jeanette. Bardzo mile przedpoludnie. Oczywiscie snieg padal na calego.Potem jak zwykle, uladzanie, pranie, odkurzanie.Nudnosci straszne, aczkolwiek bez ktorych zyc sie nie da.Przynajmniej ja. Jak mam balagan dookola, to i mam balagan w glowie. A na to pozwolic sobie nie moge.
Tomkowi przeciagnelo sie dzis w pracy, z ktorej wrocil godzine pozniej. Zjedlismy obiad, i Julka z Tommym zaczeli sie szykowac na narty. My z Bianca zostalysmy w domku, poszlysmy na spacer z psem oraz probowalysmy troche poodsniezac. Ja zas mentalnie przygotowywalam sie do "odrabiania lekcji"
Od kilku dni przygotowywalam sie na pisanie wypracowania do szkoly. Mialo to byc na temat ksiezki, ktora mialam przeczytac, ale konkretnego zagadnienia nie mialam. Moja szkola jest szkola dystansowa, kontakty z nauczycielem odbywaja sie droga mailowa. Co tydzien dostaje szczegolowe wytyczne,a w piatki musze wykazac sie znajomoscia materialu. W zwiazku, ze jutro pracuje, moja nauczycielka juz dzis miala mi przyslac temat wypracowania i szczegolowe informacje. Od momentu otworzenia wytycznych mialam 3 godziny na napisanie wypracowania.Przed chwila je wyslalam!
Weekend w duzej czesci spedzam w pracy. Julia zas idzie jutro spac do dziadkow. W sobote maja do nas przyjachac znajomi na obiad.Tyle na dzis, Fara patrzy na mnie blagalnym wzrokiem dopominajacym sie wieczornego spacerku. Ide wiec brnac prez zaspy sniezne...

środa, 24 lutego 2010

Sroda w zdjeciowym skrocie.

Pierwszy dzien weekendu w srodku tygodnia mamy za soba. Pogoda nawet dopisala, czyli slonce i mroz tylko kolo 10 stopni w srodku dnia. Po dlugich zabiegach porannych udalo nam sie przed 12 wyjsc z domu. Julcia szalala, zdobywajac sniezne gory. Bianca tylko troche zazdrosna trzymala sie sanek i szufli do odsniezania.Fara zas oddawala sie prawdziwemu szalenstwu tarzajac sie w snieznym puchu.







Tutaj moja mala, dzielna, zakatarzona( dwa dni w przedszkolu daja we znaki)corcia pomaga w robieniu hamburgerow:) Bianca ogolnie jest bardzo pomocna w kuchni. Jesli tylko staje do garow, od razu pojawia sie Bianca przy moim boku. Babcia Alicja obierala nawet cebule z Bianca. Teraz ta na widok cebuli, krzyczy "ja...ja...ja.." i nie ma mocnych, dzielnie ja obiera. Lzy leca, oczka trze, mowi:"ostra" i obiera dalej.Nie ma to jak dobra podkuchenna:)

A tu, Tommy odsnieza dach naszego garazu. Pare dni temu zaczelam panikowac, ze garaz nam sie zawali. Moj maz na to, ze ubezpieczone, niech sie wali:) Ale dzis po pracy poszedl walczyc z tonami sniegu. Po poltorej godzinie na -15 stopniowym mrozie wrocil do domu, a w raz z nim Juleczka, ktora w tym czasie zdobywala swoje sniezne szczyty.Jutro zapewne Tommy nie bedzie mogl sie ruszac.

Jutro ciag dalszy naszego weekendu:):):)

wtorek, 23 lutego 2010

Zmeczona czy blondynka?

Oto jest pytanie.
Dwa dni spedzilam w pracy, dzis wieczorem po 13 godzinach spedzonych w robocie w koncu skonczylam. Oczywiscie sniegu napadalo odpowiednio duzo, ze nalezalo najpierw odsniezyc samochod. Otworzylam drzwi od strony pasazera, wrzucilam torbe na siedzenie i odpalilam samochod ( Tommy podstawil mi matizka, operacja ta wiec nie byla skomplikowana) i zaczelam szukac skrobaczki. Zamknelam drzwi i pobrnelam na druga strone samochodu,do drzwi kierowcy, ktore okazaly sie zamkniete.Wrocilam wiec do drzwi pasazera.I tu szok. Te rowniez zamkniete!Jakims cudem udalo mi sie odpalic samochod i zatrzasnac w nim kluczyki.Brawo dla zmeczonej blondynki! Musialam wrocic sie do pracy, zadzwonic z telefonu pracowego ( komorke zas zapomnilam w pracy, w mojej szafce, ktora mam zamknieta na klucz, a klucz w torebce zamknietej w samochodzie) do Tomka, ten zas zadzwonila po ojca.Kochany Sven, pojechal do nas do domu po Tomkowe klucze i przywiozl mi je do pracy. Do domu zjechalam prawie godzine pozniej niz powinnam:)
Na szczescie teraz czekaja mnie dwa dni wolnego.Na jutro zaplanowalam wielkie NIC. Czyli odgruzowywanie chalupy,tony prania, zmiany poscieli, gotowanie. Takie male co nieco:) Oraz rozkoszowanie sie towarzystwem moich coreczke! Ponoc mroz ma jutro zelzec, wiec na pewno poszalejemy rowniez na swiezym powietrzu. Jedne jest pewne, nie wsiadam jutro za kierownice.

niedziela, 21 lutego 2010

Biale szalenstwo Julci.

Dzis Julcia miala zakonczenie szkolki narciarskiej. Wybralismy sie na gorke cala rodzina. Z samego rana do okien zaczelo zagladac sloneczko, zapowiadal sie przecudny dzien. Bylo pieknie do momentu spojrzenia na termometr.Brrr. -16 o 10 rano. Godzine pozniej cieplej tylko o 1 stopien, a my w drodze na gorke.

Natychmiast po zalozeniu nart Julka skierowala sie w strone wyciagu.I tak przez kolejne trzy godziny. Gora. Dol. Gora. Dol. Nawet nie chciala z nami gadac.

Bianeczka zas po 10 minutach zaczela byc apatyczna i powtarzala tylko jedno slowo:dom...dom...dom. Do domu szkoda bylo mi jechac, (Julia miala brac udzial w zawodach) poszlismy wiec do restauracyjki przywyciagowej. Tam na zmiany z Tomkiem przesiedzielismy pol dnia.

A Julia zjezdzala, zjezdzala, zjezdzala. Kolo 14 sila zaciagnelam Julke do restauracji, gdzie Tommy wreczyl jej goracego hot-doga i czekolade. Potem negocjowalismy.Stanelo na dwoch zjazdach i ogladaniu filmu po przyjezdzie do domu. I tak sie stalo. Poslusznie zjechala dwa razy i w koncu pojechalismy do domu. Wieczorem zas bylismy u tesciow na pysznym obiedzie z okazji urodzin Sven-Olof. Jeszcze raz Sto lat, dziadzia!!!




Jutro robotny dzien, zaczynam o znienawidzonej 7 rano. Czyli pobudka przed 6. Podobnie we wtorek:( Mam nadzieje tylko, ze juz nie spadnie wiecej sniegu.