piątek, 11 grudnia 2009

Diablica i diabelska matka.

Nareszcie weekend! Dzis zaczelysmy zycie dobrze po 9 rano, bylo tak pochmurno, ze kilkakrotnie z niedowierzaniem spogladalam na zegare, nie wierzac wlasnym oczom, ze juz po 9. Tesknie za sniegiem i zimnem. Mam dosc nijakiej pogody!
Poranek minal nam dosc ospale, dopiero po 11 zmobilizowalysmy sie do odwiedzenia sklepu, w celu nabycia droga kupna artykulow zywnosciowych.Potem szybki lunch, Bianca spanko, Julcia spacer z Laila i naszym psem, ja uladzanie, pranie, i takie tam "nicnierobienie".Julka- aniolek pomagala mi porzadkowac oraz bawila sie grzecznie konikami i kolorowala "polskie" kolorowanki. Kolo 15 wpadli sasiedzi na kawe a dzieci na salatke owocowa. Godzinka minela szybko i przyjemnie.
Jak piatkowa nasza tradycja nakazuje na obiad zaplanowalismy Nachos. Babcia Ina dzis pracowala zaprosilismy wiec do nas dziadka Svena. Tak bawily sie ksiezniczki na chwile przed przybyciem dziadka i taty.

Julka ostatnimi czasy bardzo zle zachowuje sie w obecnosci dziadkow.( Ponoc jest bardzo grzeczna gdy jest z nimi sam na sam) Nagle z "normalnego" dziecka, wzglednie ulozonego, rozsadnego, cichego zmienia sie nie do poznania. Jest wrzaskliwa, opryskliwa, naburmuszona, wymaga od nas rzczy niebywalych i glupich. Do tego dodac Bince, ktora robi wszystko co starsza siostra, robi sie straszny balagan. Nerwowa atmosfera staje sie nie do zniesienia. A ja, no coz! Walcze, przeciez nie dam sie podporzadkowac 5-cio latce, ktora swoim zachowaniem az krzyczy...pokazcie mi gdzie sa moje granice??? Wiec tlumacze, wyrzucam do pokoju, sciskam, caluje, podnosze glos, tlumacze itd....ze skutkiem. Aczkolwiek krotkotrwalowym. A dziadek? Patrzy na mnie swoimi smutnymi oczami jak na demona, wyrodna matke, ktora bez potrzeby czepia sie jego kochanego wnuczecia. Przeciez wnucze jest dzieckiem, a dzieciom wolno wszystko.( a jak nie to prawie) A mnie szlag trafia, ze Julka wchodzi dzadkowi na glowe, nie tylko w przenosni. Ale po obiedzie sobie "odpuscilam" i zasiadlam do komputera, obserwujac zza ekranu poczynania kochajacego diablo-wnusiecia. Dziadkowi zajelo jakies 15 minut "oderwanie" Juli od swoich nog. Biedak juz bardzo chcial jechac do domu, ale nie mogl bo "cos" mu sie przyssalo do nog:)

środa, 9 grudnia 2009

Pani kierownik od zamieszania.

Dzis wieczorem odbylo sie spotkanie w kosciele z okazji zakonczenia kolka muzycznego Juli.
Gromadka odwietnie ubranych dzieci miala zaprezentowac swoj dorobek artystyczny, na ktory pracowali cala jesien. Nastepnie bylismy zaproszeni na poczestunek. Wystep odbywal sie przed oltarzem. Dzieci zasiadly na schodkach przed oltarzem, Bianca nie mogla byc gorsza. Zajela wiec dumnie miejsce razem z dziecmi, nie baczac na nasze nawolywania. I wten sposob Bianca brala czynny udzial w wystepie. Nucila znane jej dobrze piosenki ( przysluchiwala sie podczas kazdych zajec)grala na instrumentach oraz tanczyla z dziecmi. Ale to nie Bianca grala pierwsze skrzypce podczas wieczoru. Najwiecej wrazen doznalismy za sprawa Julki, ktora caly czas wrzucala swoje trzy grosze do programu. A to zaczynala spiewac "cieniutkim" glosikiem( salwy smiechu dopingowaly ja jeszcze bardziej), zarzadzala w jakiej kolejnosci maja spiewac piosenki, przerywala spiewanie calej grupy zdaniami typu...a wiesz, moja mama.....Po prostu cyrk. Z jedej strony "troszke" sie wstydzilismy za nasza wygadana, odwazna pierworodna, z drugiej strony mamy swiadomosc ze nasze dziecko nie jest tuzinkowe, da sobie rade w zyciu i nie da sie soba manipulowac tak latwo:)
Poczestunek odbywal sie w sali przylegajacej do kaplicy, byly lody z bita smietana oraz bezami, sok, kawa. Gdy tylko dzieci zaspokoily swoje pragnienia, zaczely biegac po calym budynku bawiac sie w indian, ksiezniczki a wszystko to na ....oltarzu:) Oczami wyobrazni probowalam zobaczyc kosciol katolicki i dzieci w nim biegajace, krzyczace, czolgajace sie pod lawkami koscielnymi,uzywajace oltarza jako sceny swoich wyglupow...na prawde ciezko mi to sobie wyobrazic. W pewnym momencie z ciekawosci zajrzalam do sali koscielnej, z ktorej dochodzil mnie stanowczy glos Juli...."wszystkie dzieci staja w kolku...bedziemy tanczyc"- uslyszalam, 3 dziewczynki ( w tym rowniez starsza) poslusznie stanely przed oltarzem, w pierwszej zas lawce siedza dwaj chlopcy ( jeden rowiesnik Juli, drugi starszy:8-9 latek) W jedej chwili slysze corcie..."nie slyszycie?....mowie przeciez....wszystkie dzieci staja w kolku...bedziemy tanczyc"- po takiej reprymendzie nie pozostalo nim nic innego jak poslusznie ustawiac sie w koleczku i tanczyc, w rytm piosenki, ktora spiewala Julka:) Jeszcze jednemu sie oberwalo, ze zle trzyma Biance! Pani kierownik Julka jest po prostu booossskkkaaaa!!!(Nie na darmo spiewa w kosciele)

Z aktualnosci. Dziewczynki spedzily dwa dni z tatusiem, brzuszki troszke nawalily. Najpierw Bianca nastepnie Julka, w takich okolicznosciach nie mogly isc do przedszkola. Ostatnim razem ja wzielam opieke nad dzieckiem, teraz byla tomkowa kolej. Ja wczoraj mialam Julbord ( stol wigilijny ) nastepnie popoludniowka z nocka, rano zas jechalam na narade pracownicza. Jutro popoludniowka, ale na 13 musze byc w miescie na kursie....samoobrony:) Ostatnimi czasy nasi podopieczni nie czuja sie najlepiej, niestety za czesto "odbija" sie to na nas. Szefowa zakupila wiec nam kurs samoobrony:) Mam nadzieje, ze wyjdziemy z tego obronna reka!

niedziela, 6 grudnia 2009

Mikolajki.

Z moja praca nigdy nic nie wiadomo,zawsze ktos moze zachorowac, potrzebowac urlopu. Zazwyczaj z niekorzyscia dla pracujacych, czasem jednak jest odmiennie. I tak wlasnie stalo sie podczas weekendu, jeden z moich kolegow pilnie potrzebowal byc wolnym z soboty na niedziele. Zamienilam sie z nim i w ten sposob, zamiast pracowac jeszcze caly dzisiejszy dzien, skonczylam o 8 rano.Przepracowalam 37 godzin w dwa dni, nie na darmo mam w pracy ksywke...kon roboczy ( powinnam sie obrazic?)
Pare minut po 8 wsunelam sie do cieplutkiego lozeczka, w ktorym smacznie pomrukiwali Tommy i Bianca. Julcia zas spala u dziadkow, gdyz wczoraj robili domek z piernika. Cudenko piekne, do obejrzenia na babcinym blogu ( http://www.inasparadis.blogspot.com/ ) Kolo 9 rozpoczelismy dzien, przy sniadaniu zapalilismy druga swieczke adventowa. Tomek pojechal na trening, my z Bianca wybralysmy sie do lasu na spacer z psem, kolo poludnia wrocila Julka od dziadkow.
Nie obchodzimy tradycyjnych Mikolajek. W zamian pod numerem 6 na kalendarzach adwentowych zawisly "lepsze" prezenty. Bianca otrzymala nowa bluzeczke.
Julcia zas wymarzona sukienke.Po raz kolejny okazalo sie,ze moj ulubiony sklep z odzieza dziecieca zna sie na tym co robi. Produkuja oni ubrania, ktore rzeczywiscie ubieraja dzieci, a nie je przebieraja, jak moim zdaniem robi teraz wiekszosc koncernow odziezowych. Julka w sukience wyglada przecudnie oraz bardzo dziewczeco, pomimo ze material bardziej przypominal mi scierke kuchenna, w najlepszym zas wypadku firanke:)
Wieczorkiem bylismy zaproszeni do Jeanette na glögg ( grzane wino) oraz bulki szafranowe, spedzilismy u sasiadow mile poltora godziny, dziewczynki wyszalaly sie z Alva i Olofem. Nie moglysmy sie z Jeannete nadziwic jak ( i kiedy? )Bianca tak wyrosla. Madralinska z niej straszna, nie da jej sie juz oszukac, wszedzie chodzi za dziewczynami i dopomina sie o swoje:)
O 19 wrocilismy do domu na niedzielna kapiel. Popatrzcie.



Okolo 21.30 widok byl nastepujacy.

Na koniec zas zdjecie zrobione wczoraj rano. Bylam w lazience, szykowalam sie do pracy gdy zajrzala do mnie zaspana Bianca. Gdy tylko zaczelam sie malowac, wdrapala sie na swoj stopien i mi asystowala. Nie chciala byc gorsza i tez sobie zrobila makijaz:)
Na jutro mialysmy zaplanowana wizyte znajomej, ktora ma corke w wieku Juli, niestety wlasnie zostawiala mi wiadomosc na msn, ze mlodsze dziecko ma goraczke. Nici wiec z wizyty. Julcia bedzie bardzo zawiedziona jak sie o tym jutro dowie. Rozwazam wiec opcje, krotkiej wizyty w Ikea. To zapewne otrze lzy z Julkowych policzkow!