sobota, 26 grudnia 2009

Walka z zywiolem.

Czyli odsniezania dalszy ciag. Przy pomocy Stefanowgo traktora, zarowno my jak i Laila mozemy wyjachac z garazu! Tommy zas z Larsem udostepnili dojscie do skrzynek pocztowych.Po skonczonej robocie, rzucilam haslo; idziemy do babci na kawe. I poszlismy. Juz po jakis 50 metrach wiedzialam ze byl to bardzo glupi pomysl, ale nie bylo odwrotu:) Brnelismy wiec po kolana w sniegu, dzieci spadaly nam z sanek, Fara wariowala. Ale bylo przepieknie. Ksiezyc oswietll nam droge, i bialo, bialo, bialo wokolo. Po pokonaniu 1/3 trasy, Bianca sie rozplakala i Tommy musial ja niesc dalsza droge. Mi na szczescie udalo sie namowic Julcie na pomoc przy ciagnieciu sanek, jakos dotarlismy do osiedla tesciow. U babci sie wysuszylismy, wypilismy kawke, zjedlismy pyszny deser a o 21 dziadek przywiozl nas do domu.


Dzieci lubia zime...

....ale niekoniecznie Ci, ktorzy musza odsniezac:)
Tak wygladaly nasze poranne zajecia porzadkowe! Jesli chodzi o podjazd do garazu, to nawet nie zaczynalismy. Poczekamy do popoludnia kiedy to sasiad wyciagnie traktor:)










piątek, 25 grudnia 2009

Pierwszy dzien Swiat.


Sniezy. Od samego rana pada snieg, na poczatku bylo tak niewinnie.Teraz szaleje burza sniezna. Jak na razie napadalo jakies 20 centymetrow, do rana daleko....a nic nie zapowiada ze ma sie skonczyc. Kolo 20.00 Tommy zapytal czy wybralabym sie na stacje benzynowa po snus.Dlaczego nie,pomyslalam!
Bylo to zapewne najwieksze moje przezycie za kierownica samochodu. Dlugo rozpatrywalam wybor pojazdu, co bezpieczniejsze? Duza Zafira ze zwyklymi zimowymi oponami, czy Matizek na zimowkach z kolcami? Wybor padl na kolce.Juz wyjazd z garazu przyspozyl mi moc wrazen.5 kilometrowa trasa do pokonania pokryta byla gruba warstwa sniegu, czulam sie jak w malutkim czolgu, torujac sobie droge pomiedzy koleinami snieznymi.Dalam rade:) maksymalna predkosc 50 na godzine, w drodze powrotnej zdecydowalam sie na jazde okrezna, aby ominac "zakret pod gorke", wiedzialam ze mam bardzo znikome szanse wykonac ten manewr skutecznie. Mieszkanie na gorce ma swoje zdecydowane minusy zima.
Tak po zatym dzien minal nam bardzo sympatycznie, oprocz "wystepow" Julki. Na 13.00 bylismy zaproszeni do tesciow na swiateczny lunch, ja z Fara i Bianca w wozku poszlysmy spacerkiem aby mala pospala,a pies sie wyszalal. Tomek z Julka mieli przyjachac samochodem. U Haliny mieli byc rowniez Jola z Piotrem. Julka z miejsca zaczela "fisiowac" nie chciala sie przywitac, nie usiadla z nami do stolu, ale prawdziwe "klase" pokazla przy wyjsciu. Nie chciala sie ubrac, krzyczala, wyzywala.Pokazowka na calego.
W domu nie bylo wcale lepiej. Zaprosilismy sasiadow na swiatecznego indyka, mialo byc smacznie i odswietnie. Bylo smacznie ( tak mowili:) ale krzykliwie, ciagle uzeranie sie z Julka nie nalezy do najwiekszych przyjemnosci. Swieta jednak sa bardzo stresujace dla 4 i 1/2 latki. O 18.00 zarzadzilysmy z Jeanette wyjscie na dwor. Trzeba bylo odreagowac negatywne uczucia. Dzieciaki wiec odreagowywaly swiateczne napiecie, szalaly na gorce, a my "nawciagalismy" sie Bianci, ktora przeciez nie jest gorsza i tez musi zjezdzacz gorki, tyle ze nozki odmawiaja posluszenstwa jak trzeba wchodzic pod gorke. I nie ma sie co dziwic i tak podziwiamy Biance ze wogole ma sile sie ruszac w kombinezonie, wielkich butach, rekwiczkach i calym osprzecie zimowym!
Jutro sanki, sanki, sanki. Nie sadze ze bedziemy mieli ochote wsiadac do samochodow. Zarcia mamy na tydzien:) bedziemy korzystac z dobrodziejstw zimy i spedzac czas z dziecmi. Od poniedzialku znow orka, zarowno z mojej strony jak i Tomka, na dziewczynki zas czekaja opiekunki w przedszkolu.
Ps. Zdjecia z przed paru minut.

czwartek, 24 grudnia 2009

I po krzyku!

Przezylismy wigilie Bozego Narodzenia:)Teraz dziewczynki spia mocnym snem po dniu pelnym oczekiwania i duzych wrazen. Zdazylysmy z Ina ze wszystkim, obydwie skonczylysmy prace o 15 a juz o 17 z minutami usiedlismy do wigilijnej wieczerzy. Wynik calkiem niezly.Julka praktycznie nic nie zjadla, tak bardzo denerwowala sie ze Mikolaj o nas zapomnial ( nie mielismy zadnych prezentow pod choinka), staralam sie jej nie meczyc. Jeszcze sama pamietam, jak ciezko bylo mi przebrnac przez karpia z kapusta. Jedno co dobre kuchnia szwedzka preferuje köttbulary ( nasze mielone w wersji malych kulek) jedno z ulubionych dan wszystkich malych szwedow.Julce udalo sie przelknac dwie sztuki. Oraz plasterek szynki. Jutro zapewne bedzie odrabiac zaleglosci zywnosciowe. Mikolaj o nas nie zapomnial. Pojawil sie zaraz po posilku, niestety w momencie gdy Sven-Olof pojechal po snus. Biedny dziadzia, znow nie zalapal sie na wizyte Mikolaja:(
Wizyta byla dosc krotka. Dwie zainteresowane zostaly sparalizowane strachem. Julka wcisnela sie w kat soffy i nawet nie chciala rzucic spojrzenia w strone Swietego. Bianca zas stala zaczarowana z przerazenia w odpowiedniej odleglosci, schowana za fotelem. Na pytanie czy podejdzie do Mikolaja, odparla zdecydowanie:NIE!!!Pomoglismy wiec swietemu ulozyc prezenty pod choinka, i wyslalismy go do innych oczekujacych dzieci.Fara podobnie jak w zeszlym roku, rowniez nie byla zachwycona wizyta. Najezyla sie i obszczekiwala Swietego Dziadka. Tylko nastepny dowod na glupote naszego psa. Wydaje nam sie ze prezenty spelnily oczekiwania dzieci (Juli)do 22.00 bawily sie i muslielismy je prawie sila zagonic do lozek. Kilka fotek na koniec.

Tommy zaczyna nakrywac.
Na scene wkracza Swiety.

Przerazona Bianca z niedowierzaniem obserwuje Mikolaja.

Nareszcie mozna odetchnac z ulga, Mikolaj poszedl. Na szczescie zdazyl zostawiac prezenty:)

Szalenstwo prezentowe.


Doprowadzenie domu do stanu uzytkownoci zajelo nam dobra chwile z Tomkiem:)

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Dolek.


Dopada mnie co roku, gdy spedzamy swieta w domu. Ludzilam sie ze w tym roku mnie ominie,w koncu powinnam sie przyzwyczaic. Ale nie. Irytacja, nerwowka ze nie zdarze,zmeczenie, stres w pracy,wszystko to spowodowalo ze dzis nie bylo latwo. Boze Narodzenie najchetniej wydrapalabym dzis z kalendarza.Ale jakos przebrnelam do konca dnia.
Na pogode tez musze ponarzekac. Najpierw bylo zle bo deszczowo, jesiennie, chcielismy zime. Teraz jest, ale i tak zle. Jest potwornie zimno, zdecydowanie za zimno.-15 w ciagu dnia, teraz -20.Posiadanie psa w taki dzien nie nalezy do przyjemnosci:( A glupi pies cieszy sie ...jak glupi.
Kilka fotek z dzisiejszego poranka.

niedziela, 20 grudnia 2009

Choinka.

Wczorajszy "po nockowy" dzien zostal dobrze wykorzystany. Po Julkowych zajeciach w stadninie ( widzieliscie filmik? ) pojechalismy na swiateczne zakupy zywnosciowe. Teraz juz swieta moga przychodzic. Mam kiszona kapuste (polska!!!Krakusa), sledzie, indyka, szynke itd, a u Iny w zamrazalniku leza karpie, ktore bede meczyc w srodowe dopoludnie, zanim pojade do pracy. Ukonorowaniem soboty byl zakup choinki. Piekny zieloniutki swierk krolewski, ktory idealnie wpasowal sie w miejsce dla niego przeznaczone.Bianca jest zachwycona drzewkiem,byla bardzo zaaferowana juz podczas transportowania choinki do domu,W domu zas "glaszcze" choinke, wykrzykujac...moja, moja!
Podobnie jak w zeszlym roku tematem przewodnim jest "eko", tyle ze w tym roku mamy 4 (!) babki, ktore Julka wyszarpala z dna pudla z ozdobami choinkowymi. Niech jej bedzie:)Jakos po choinkach w stylu znanej cioci A mam wstret do babek, kokardek, tiuli, sreberek, zlotek, kwiatuszkow, struszkow itd. Bardzo mi sie podoba moja pienikowo, cukierkowo, slomiano, szmaciano, papierowa ekochoinka.

A tu juz dziewczynki, ktore robily wczoraj probe generalna przed Julkowymi zakonczeniem szkoly jezdzieckiej.Zakonczenie odbylo sie dzis. Dzieci byly poprzebierane ( Julka-Mikolajka jak widac), wymienialy sie prezentami oraz oczywiscie jezdzily konno. Impreza tak sobie udana, w zwiazku z przerazliwym zimnem. Za to w domu szalaly strasznie. Julka robi za konika, a Bianca w julkowym toczku nie daje konikowi ani chwili wytchnienia.