sobota, 21 sierpnia 2010

Dzien Vålbergu

Dzis nasze misteczko obchodzilo swoj dzien. Na kilka godzin nudne centrum zamienilo sie w kolorowy jarmark. Mozna bylo pojezdzic na koniach ( oczywiscie Julka z Bianca te atrakcje zaliczyly jako pierwsza, ja nie dalam sie namowic)zjesc tradycyjnego hot-doga czy lody, popic domowa lemoniada, kupic cukierki recznie robione. Na licznych stoiskach swoje produkty sprzedawali i reklamowali okoliczni mieszkancy. Ubrania,wyroby ceramiczne, bizuteria, dzemy, wedliny itd. Tradycyjnie mnostwo bylo rowniez staroci,oj bylo w czym przebiarac, od guzikow poczawszy na nozach skonczywszy. Mozna bylo obejrzec samochody miejscowej starzy pozarnej, jak rowniez samochod wyscigowy. Atrakcja bylo takze malowanie twarzy. Ostatni raz Bianca bardzo sceptycznie podeszla do malowania twarzy, zazyczyla sobie wowczas malego kwiatka na policzku, dzis poszla na calosc:) Prosto z jarmarku pojechalismy do centrum handlowego na zakupy, Bianca wzbudzala tam ogolna sensacje. Tym razem nie jestem autorka zdjec, gdyz zapomnilam aparatu. Zdjecia robil Tommy telefonem.


Jutro zapowiada sie ciekawy dzien. Tommy zaczyna go juz o 4 rano, wybiaraja sie ze Stefanem na polowanie. Na 11 zas wybieramy sie do kosciola, gdzie Alvie oficjalnie ( wszystkim dzieciom, ktore rozpoczynaja drugi rok nauki) zostanie wreczona biblia.

piątek, 20 sierpnia 2010

Ostatni dzien wakacji.

Cztery tygodnie wolnego dobiegaja konca.Przed nami jeszcze wspolny weekend, a od poniedzialku zaczynamy "normalne" zycie. Nie byly to wakacje moich marzen.Niestety. Problemy w Tomkowej pracy, ciagly brak jego obecnosci w domu, widmo jego bezrobocia nie wplynely korzystnie na nasze samopoczucie. A Julci wypadek dolal tylko oliwy do ognia. Ale prztrwalismy i w oczach dzieci zapewne wakacje nie byly takie zle, jak w moich oczach.
Codzienie staralm sie wymyslac jakies zajecia, aby dzien minal nam przyjemnie. Duzo przebywalismy na swiezym powietrzu, zaliczylismy najprawdopodobniej wszystkie place zabaw w blizszej i dalszej okolicy. Spalismy do oporu, jedlismy pozne sniadanka, gotowalismy wspolnie ulubione dania dziewczynek, ogolnie cieszylismy sie przebywaniem razem.
W poniedzialek najprawdopodobnie wyjasni sie sprawa Tomka nowej pracy. Liczymy na pomyslna wiadomosc z nowej firmy, ktora wydawala sie bardzo nim zainteresowana. Jesli odpowiedz bedzie negatywna, tez sobie poradzimy. Jak nie ta praca, to inna. A dziewczynki beda mogly wiecej czasu spedzic z tata, z ktorym nie widzialy sie za duzo podczas tego lata.
Juli lekarstwa uczuleniowe przniosly pozytywne rezultaty. Juz dzis zauwazylam duza poprawe, opuchlizny zmalaly, a nowe pogryzienia, ktorych nie uniknelismy na spacerze w lesie wygladaja "normalnie" oraz nie wywoluja niesamowitego swedzenia. Nie zauwazylam tez aby Julia byla bardziej zmeczona niz normalnie, przed czym przestrzegano mnie. Julcia odlicza dni na kalendarzu, jeszcze "tylko" 11 dni do zdjecia szyny!!!


A teraz spora dawka zdjeciowa. Krotki spacer z psem, przerodzial sie w prawdziwa wyprawe.




Caly las usiany jest takimi cudenkami. Niestey oprocz kurek, nie moge znalesc nic co nadawaloby sie do garnka:)

W pewnym momencie Farah przepadla nam z oczu. Wywolalo to prawdziwa rozpacz u Julki, ktora zaczela nerwowo latac po lesie ( wspinac sie po skalach), na co Bianca zareagowala rykiem za Julka, ktora zniknela jej z oczu. A ja? Poszlam dalej, gdyz wiedzilam ze moj pies nie glupi i zaraz sam wroci. Oczywiscie wrocila, tu Julka "dusi" psa z milosci.

Wieczorem Tommy gral mecz na wlasnym boisku, wybralysmy sie aby mu dopingowac i wspomoc sklepik druzyny. Ja popijalam kawke, dziewczynki zas zajadaly sie hot-dogimi, lodami. Chlopaki postarali sie i wygrali mecz 2-1.Gratulujemy. Takie mecze fajnie ogladac.



Tyle na dzis, zycze Wam przyjemnego wekendu!!!

czwartek, 19 sierpnia 2010

Na placu zabaw.

Dzis postanowilysmy odwiedzic nowy plac zabaw w sasiedniej "wsi". Jakos nam nie zaimponowal, niby ladnie, schludnie, bezpiecznie ale czegos tam brakowalo. Scianka do wspinania zdecydowanie dla starszych dzieci, nawet powiedzialabym mlodziezy i doroslych. A nie moge sobie wyobrazic roslego faceta spinajacego sie po tych "kostkach".Ogolnie brak charakteru. No ale ..mialysmy zajecie choc przez chwile.





Julka jest uczulona na ugryzienia komara. Dzis znow obudzila sie spuchnieta, tym razem prawa lydka spuchla niesamowiecie. Bylysmy w przychodni. Dostala tabletki na alergie. Biedne to moje dziecko. Zlamana reka, kaszel astmatyczny- ktory meczy ja nieslychanie i jeszcze do tego nowa alergia. Po prostu cudowne wakacje! Na szczescie koncza sie w poniedzialek. Juz nie moge sie doczekac.

środa, 18 sierpnia 2010

Siostry

Przeczytalam w gazecie,ze posiadanie siostry dobrze wplywa na nasze zdrowie. Do takich wnioskow doszli uczeni z amerykanskiego uniwersytetu Brigham Young. Posiadanie siostry wzmacia nasza odpornosc w doroslym zyciu miedzy innymi na bycie niekochanym, pomaga przezwyciezyc samotnosc, zmniejsza poczucie starchu i winy.
Ja bez naukowych badan wiedzilam o tych rzeczach od zawsze. Posiadanie siostry to jedna z najlepszych rzeczy jaka mnie spotkala w zyciu.
Dlatego tak bardzo sie ciesze, ze Julka ma siostre. Bo razem zawsze latwiej.

Kilka dzisiejszych fotek.
Julci tegoroczne wakacje zapewne na dlugo beda sie kojarzyc z bandarzami. Biedactwo jest uczulone na ugryzienia "czegos" moze komar? moze mrowka? W czasie weekendu ledwo mogla chodzic, noga w kostce byla tak spuchnieta. Opuchlizna zeszla dopiero po dwoch dniach i okladach z ...kapusty. Dzis "cos" ugryzlo ja w raczke. Opuchlizna nie tak duza ale swedzenie doprowadza Julke do lez. Rowniez i dzis najlepsza okazla sie kapusta.
Po wakacyjnej przerwie rozpoczely sie dzis zajecia szkolki fotbolowej.Bianca z zaangazowaniem przyglada sie poczynaniom mlodych zawodnikow.
Julka uczestniczyla w rozgrzewce, ale zrezygnowala z udzialu w meczu. Wcale jej sie nie dziwie, bylo bardzo goraco, a do tego w powietrzu czuc bylo nadchodzaca burze.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Osmiornica.

Wakacje w domu to nieuniknione sprzatanie. Mam wrazenie, ze ciagle ukladam, przekladam, sortuje, wyrzucam itd. Kilka dni temu zebralo mi sie na narzekanie, tlumacze corkom, ze musza mi pomagac, ze zabawki nalezy odkladac na swoje miejsce po zakonczeniu zabawy, ze kurtki moga powiescic na miejsce zamiast rzucac na schody po przyjsciu do domu itd. Tlumacze im, ze ja nie lubie caly czas sprzatac, ale jeszcze bardziej uciazliwe jest dla mnie przebywanie w balaganie. A mam tylko dwie rece i potrzebuje ich pomocy. I tak sobie mowilam a dwie pary oczu przytakiwaly, gdyz takie rozmowy prowadzone sa dosc czesto. Nagle Julka stwierdza:
- Musimy jechac na plaze! Ale nie mozemy zapomniec o okularach do nurkowania!
Moja pierwsza mysl: no ladnie, ja tu gadam, a Julka wyskakuje z plaza!Pytam zdziwiona:
- Na plaze? Przeciez wiesz, ze nie mozesz sie kapac!
Na co moje rezolutne dziecko odpowiada:
- Mamo! Musisz zanurkowac i znalezc osmiornice!!!Ona ma osiem rak- bedzie Ci pomagac!!!

Po glebszej analizie doliczylismy sie 16 rak/lap w domu, z czego jedna liczymy jako pol:) wiec chyba nie musze nurkowac w poszukiwaniu osmiornicy.Powinnismy sami sobie dac rade!



Ps. Mamus!Moja papryka byla rewelacyjna, zajrzyj na kulinaria.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Spoznione STO LAT dla dziadka Jacka w wykonaniu wnuczatek.

Wczoraj chcialam zeby dziewczyny zaspiewly "Sto Lat" dla dziadka, spotkalam sie z kategoryczna odmowa. Dzis zaraz po przebudzeniu Julka wpadla w placz, gdyz nie zaspiewala wczoraj dla morfar (dziadek ze strony mamy), zaraz wiec po sniadaniu odbylo sie "nagrywanie". Oprocz tradycyjnej urodzinowej piosenki, Julka postanowila rowniez zaspiewac dla dziadka "wlasna" piosenke, z nieznana nam melodia i w julkowym jezyku.
Spoznione ale najszczersze "Sto Lat"!!!!!!!!!I nie tylko:)

niedziela, 15 sierpnia 2010

Niedzielnie.

Kilka niedzielnych zdjec.Do poludnia Tomek kosil trawe u dziadkow, a my czyscilysmy kurki, ktore Stefan w ogromnych ilosciach przyziozl z Glava. Potem grill a wieczorem pojechalismy na minigolfa, w ktorym jestem coraz lepsza:)oraz na plac zabaw i spacer nad rzeka.