Myslalam, ze wczoraj dopadl mnie zwykly len, ktory zdeorganizowal moj dzien. Nic mi nie szlo tak jak powinno. Nie moglam sklecic porzadnie zdania, mam do napisania reportaz, a tu wielkie NIC. Spacer z psem wykonczyl mnie, a wine za to obarczylam nadliczbowa iloscia kilogramow. Zimno, cieplo, zimno, dopiero po odebraniu dziewczynek ze szkoly i przedszkola, zaswiecila mi sie lampka w glowie. Wirusek? Cholera wie co to bylo, ale ciesze sie, ze nie lenistwo. Cale popolunie spedzilam na kanapie, zaaplikowalam to co domowa apteka proponowala, a Jeannete jeszcze doniosla swoje. Dziadek pojechal z Julka na konie, ku jej niezadowoleniu, gdyz stwierdzila ze za malo jestem zaangazowana w jej zycie:) Na szczescie mi wybaczyla, kochane dziecko. Pod wieczor rowniez Julia zaczela skarzyc sie na bol brzucha. Postanowilysmy, ze dzis robimy sobie wagary. Juz wczesniej zalatwilam sobie wolne, gdyz Tommy wroci dopiero w nocy. W lozku bylam przed 22. Po jedenastu godzinach snu lenistwo prawie mi przeszlo, zostaly tylko sladowe ilosci. Julka tez dobrze sie czuje. Po dlugim poranku wybralysmy sie na to co kobietki lubia najbardziej- kupowanie. Mialysmy kupc tylko prezent dla kolezanki dziewczynek, na niedzielne przyjacie urodzinowe. Skonczylo sie na okazjach nie do odrzucenia. Julka wzbogacila sie o kilka nowych ciuchow, Bianca tylko o jeden ku jej rozpaczy:) oraz piorkowe ozdobki do wlosow.
piątek, 10 lutego 2012
wtorek, 7 lutego 2012
Julka
Dzis bedzie pochwalnie. Bede sie chwalic moja Julka. Kilka dni temu cofnelam sie na blogu jakies trzy lata. Jejku....Julka byla malym potworkiem, wrzaski, awantury, byly naszym chlebem powszednim. A dzis? Panienka jak sie patrzy. Zadowolona, grzeczna, madra, wmiare cichutka, a do tego przebojowa i obdarzona niesamowita zacietoscia i wola walki.
W zwiazku, ze Tommy siedzi w Austrii musiam pojechac pomoc Julci na zajeciach lyzwarskich, w ramach szkoly. Juz dawno nie widzilam jak Julka radzi sobie na lodzie. Szkola Juli lezy w poblizu hali, dzieci ida spacerem ze szkoly z plecakami, z lyzwami i kaskami. Julka, ktora co niedziele trenuje hockeya nie wyobrazala sobie jazdy bez ochraniaczy, a jest tego cala wielka torba. Rano, po pracy stawilam sie na hali z julkowym sprzetem. Nieprzeszkolona co z czym i gdzie, udalo mi sie z duzym instruktazem ze strony corki pomoc jej sie ubrac. Myslalam, ze padne z wrazenia gdyz Julka stanela na lodzie. Wydawac by sie moglo, ze dzieciak nie bedzie w stanie sie ruszyc w tych sztywnych ochraniaczach. A tu prosze, z gracja, zwinnoscia o ktorej bym Julki nie posadzala ruszyla z szybkoscia blyskawicy. Wypatrzylam tylko dwoch szybszych i zwinniejszych, uczniow 2 klasy, chlopcow. Wow, dobra ta moja Julka.
Jak chwalic to do konca, plywa tez super. Co prawda stylem zadnym, ale wytrzymala bestia plynie dwa baseny bez problemu. Pracuje nad jej technika, postepy nieslychane zrobila jesli chodzi o plywanie na plecach, mam nadzieje ze do lata opanujemy perfekcyjnie kryta zabke.
A, i jeszcze taniec. Zapisalismy dziewczyny do Studia Tanca, najblizsze 12 poniedzialkowych popoludni bedziemy tam spedzac na zmiane z dziadkami, kiedy ja pracuje. Julka juz po dwoch lekcjach Funkykidz, bez problemu udalo sie je wslizgnac do grupy zaawansowanej, tym sposobem maja zajecia po sobie. Bianca miala wczoraj pierwsze zajecia, dzis tancowala cale popoludnie.
A w czwartek napisze o koniach. Ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu zajecia Julki z stadninie przeniesiono z sobotnich porankow na czwartkowe popoludnia. Konie to zdecydowanie specjalnosc Tomka, no coz bede musiala polubic konie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)