O 8.00 rano wyszlam z pracy. Trzy godziny pozniej konczymy pakowac samochod, jedziemy na narty. Do Sunne, miejscowosci oddalonej o 60 kilometrow, tam wciaz jest sniegu pod dostatkiem. Tommy ambitnie probuje zapakowac rodzine do sportowego subaru.
Nic z tego. Jedziemy rodzinnym samochodem, subaru nie spelnia sie na dluzsze wyjazdy z naszymi walizami.Jest slonce, snieg i cieplo, ktore nas zaskoczylo. U nas bardzo wialo, nastawilismy sie na wietrzna pogode w gorach. Dobre polozenie wyciagow zrobilo swoje, wysokie drzewa chronia nas przed wiatrem.
Odkrywamy nowy talent Bianci. Slalom sprawia jej przyjemnosc ale chyba rosnie nam nowa Justyna Kowlaczyk. Biance brak tej zacietosci w ujezdzaniu nart jaka posiada Julka. Bianci pasja sa biegowki. Przed wyjazdem na polonoc koniecznie musimy takowe nabyc.
Czas na lunch na stoku. Na brak apetytow nie narzekamy, wszystko smakuje wysmienicie.
Posileni, ruszamy znow na stoki. Siedzimy w powietrzu jak to okresla Bianca. Siedze jak na szpilkach, nie lubie wyciagow krzeselkowych, zdecydowanie wole najzwyklejszy orczyk, niewygodny, ale lubie pewnie stapac po ziemi.Z gory Bianca zjezdza na szelkach. Gogle na oczy, tu czuc , ze mamy dzis wietrzny dzien.
Godzina 16.30 zamkneli stok ku rozpaczy naszej corki. Nie chce sluchac, ze jeszcze sezon dla nas sie nie konczy. Lzy tocza sie jak grochy. Nam tez przykro, aczkolwiek z przyjemnoscia mysle o sciagnieciu butow narciarskich. Ogolnie warunki byly trudne, snieg o konsystencji cukru a pod nim pokrywa lodowa. Szwedzi nazywaja to pokrywa- zlamanych nog.
Wpadamy do domu, myjemy sie, przebiaramy sie i jedziemy na obiad do Ani i Daniela. Superowy dzien. Wykorzystalam maksymalnie 24 godzinne wolne. Jutro spedze caly dzien w pracy.