sobota, 1 sierpnia 2009

Gotowi!

Za pare minut polnoc. Jeszcze tylko przezyc jutrzejszy dzien w prac i WITAJ MAMO,TATO I SIOSTRZYCZKO!!! Samochod przygotowany, spakowany po czesci, jeszcze tylko drobnice Tommy musi jutro dopakowac, plus wozek Bianci ale to dopiero po Biancowej drzemce i nocnik.Rano jeszcze musza skoczyc do miasta, kupic Julci bluze, jakims sposobem zgubilismy stara, albo w przedzszkolu albo na przystani. Od kilkunastu dni robimy bezskuteczne poszukiwania. A o 19 odberaja mnie z pracy i w droge do Trelleborga:) Zobaczymy jak to bedzie z pisanie podczas urlopu. Jak znajde wolna chwilke to postaram sie tu zajrzec!

piątek, 31 lipca 2009

Rese feber.

Zaczynam miec stresa przedwyjazdowego. Jak na razie tylko jedna walizka spakowana.Bianeczkowa.
Mowie przy obiedzie do Tomka:
-Bianca spakowana.
Na to Julka wybaluszywczy oczy na Biance, mowi z niedowierzaniem:
-Nie!Bianca nie spakowana!
No, rzeczywiscie Bianca nie lezy w walizce:) ale jej ubranka tak!
Reszta czeka nas jutro. Wiekszosc juz wyprana, tylko sortowac i wrzucac do walizek. Najciezsza robota czeka Tomka w niedziele, pozbierac tzw "drobnice" typ butelka, smoczki, niekapki itd. Moj kochany maz stwierdzil, ze jak czegos zapomni to moja wina, bo napisalam mu zla instrukcje. Jutro wiec oprocz pakowania, musze napisac szczegolowa instrukcje dla Tommiego.
Bylismy tez odebrac laptopa od Piotra, kochany Piotr i tym razem uratowal nasz komputer.Dziekujemy!!!

czwartek, 30 lipca 2009

Kryzys finansowy.

Z kasa krucho.Moje dni maciezynskiego wyczerpaly sie doszczetnie, co za tym idzie forsa nie splywa na konta w ilosci wystarczajacej. Teraz wykorzystuje ostanie dni na Julie. Dobrze, ze choc moje 25% etatu jest dobrze platne. Moje usciulane na wakacje podatkowe pieniadze, niestety rachunki pochlonely:( No coz....ponoc pieniadze szczescia nie daja-Tylko zakupy!!!
Nie pisze tego aby ktos mial sie nade mna uzalac, to nie o to chodzi. Forse mamy na wyjazd do Polski ale nie na zadne rozrzutnosci.Dlatego az mnie brzuch boli jak pomysle, o tych wszystkich prezentch ktore dzieci zazwyczaj dostaja.A nam bedzie ciezko sie zrewanzowac. Prosze! Nie kupujcie nic dziewczynka. Julce i tak w glowie sie przewraca...tylko slychc w kolko.Kup, kup, kup. Ogolnie bardzo jest konsumpcyjne nasze dziecko. Nawet zastanawilam sie nad wprowadzeniem tzw. stopu zakupowego- czyli kupujemy tylko niezbedne rzeczy w stylu jedzenie,srodki higieniczne. Ale nie jestem pewna czy sama jestem w stanie wytrzymac bez impulsywnego zakupu szczegolnie internetowego dluzej niz dwa miesiace.
Tyle wyzalania sie. Zmienilam naglowek, bo truskaweczki juz mi dluzej nie pasuja do aury, weranda na tylach domu jest cala pokryta "gwiazdeczkami" brzozowymi, jest szaro i ponuro a w powietrzu unosci sie jesienny zapach. Szkoda, ze juz po lecie.
W zwiazku, ze zostaly juz tylko dwa dni do wyjazdu polski akcent w naglowku.
Kto pamieta moje zdjecia od panstwa Okopinskich? Z czeresniami.I pomyslec ze moja Julka biega w wisniowych kolczykach:)

środa, 29 lipca 2009

Weterynarz i fototriki.

Wizyta u weterynarza nie dala odpowiedzi dlaczego Farah cierpi. Tak jak przypuszczalam psina dostala "glupiego Jasia" tylko w ten sposob weterynarki mogly ja zbadac. Pomimo znieczulenia ogolnego i tak Farah krzyczala z bolu. Problem na pewno lezy w "piatym pazurze" ale rentgen nic nie wykazal.Nie ma widocznego zlamania czy uszczerbku. Tylko opuchlizna. Zostalismy odeslani z recepta na srodki przeciwbolowe oraz przeciwzapalne. Jezeli bol nie ustapi trzeba poddac Farah operacji usuniecia pazura,ktory i tak nie ma zadnej funkcji do spelnienia.Zobaczymy. Pani weterynarz ma zadzwonic w piatek z rana. Oczywiscie martwie sie co bedzie jezeli na prawde bedzie trzeba psa zoperowac. Pierwszy tydzien naszej nieobecnosci Farah ma spedzic z Tomka rodzicami, gdy Oni wyjezdzaja do Norlandi, pies ma zamieszkac u Jeanette, a Laila obiecala im pomoc w opiece nad Farhunia.Niezbyt przyjemnie zostawiac chore zwierze, z lekarstwami i z wizja operacji w powietrzu.
Jak zwykle po wizycie w lecznicy, wdzieczna jestem ze pies jest ubezpieczony, wlasnie przekroczylismy prog ryzyka wlasnego, dalsze koszty leczenia bedzie pokrywac juz ubezpieczyciel.

Oto zas wynik zabawy Tomka. Czyz nie cudne malpiatko?

Julka jako ukochana Ariel. Bardzo sie sobie podoba:)

Na koniec hit wieczoru. Ksiezniczka Julia we wlasnej osobie!!!

wtorek, 28 lipca 2009

Slonce i Farah.

W koncu doczekalismy sie slonecznego dnia.Co prawda nie obylo sie bez chmur, ktore na szczescie tylko nas starszyly. Generalnie spedzilismy caly dzien na swiezym powietrzu, zabralam sie za pranie na calego musze zdarzyc ze wszystkim do soboty, kiedy to bedziemy robic wielkie pakowanie. Udalo mi sie nawet umyc prawie wszystkie okna, zostalo tylko Biancowe i w lazience. Mam nadzieje, ze uda mi sie to zrealizowac jutro. Tommy skosil trawe po powrocie z pracy,niestety mokro starsznie i ogrod nie wyglada za pieknie ale zapowiadaja pare ladnych dni moze w koncu wszystko odbije.(szczegolnie moje piekne letnie kwiaty ucierpialy podczas ulew)
Nie wspominalam wczesniej, ze tradycji staje sie za dosc i jak zazwyczaj przed wyjazdem do Polski pies nam niedomaga. Tym razem Farhunia zrobila sobie cos w przednia lape, a dokladniej w okolicach "piatego" pazura. Najmniejsze uderzenie w te okolice powoduje, ze psina wyje z bolu. W zwiazku, ze pies bawi sie, je, pije itd dostalismy czas dopiero na jutro na 15. Rowniez i weterynarze maja wakacje i trzeba bylo czekac pare dni na wolny termin. Nie za bardzo mam ochote jechac z Farah sama do weterynarza, podejrzewam ze nie obejdzie sie bez narkozy i bez zdjecia rentgenowskiego. Tommy wiec ma sie urwac z pracy i spotkamy sie w lecznicy. A Julie sprobuje zostawic u Jeanette. Julcia bardzo przezywa, ze Farah boli lapa. Wczoraj pomimo upomniec, zeby uwazala na psia lape, zrazila psa, ktory natychmiast zaczal wyc z bolu. Mala tak sie przestraszyla, ze kilkanasie minut zajelo nam zeby ja uspokoic a wyrzuty sumienia miala dzis caly dzien. Pilnowala pilnie aby dzis nikt nie urazil Farhuni. Bianca zas reaguje natychmiastowym placzem na psie wycie. Mam nadzieje, ze to tylko jakies zwichniecie i minie na dniach. Zobaczymy co wykarze jutrzejsze badanie.

poniedziałek, 27 lipca 2009

Zapach jesieni.

W domu unosi sie delikatny jesienny zapach. To kurki, ktore obgotowuje wydzielaja swoj specyficzny aromat. Dopiero koniec lipca, a ja juz czuje w sobie jesien.W sumie to juz koniec naszego szwedzkiego lata. Z kilka dni wyjezdzamy do Polski, wracamy po 20 sierpnia a wtedy to juz prawdziwa jesien. Dziewczeta zaczna przedszkolne zycie a ja o zgrozo prace na calym etacie. Z jedej strony przerazona jestem sama mysle, z drugiej zas mam nadzieje, ze odnajdziemy sie wszyscy w nowej rzeczywistosci. Bianca z malego bobaska, wyrasta na rezolutna mala dziewczynke, ktora jest coraz bardziej samodzielna. Pomaga nakrywac do stolu, probuje sama sie ubierac:) (szczegolnie upodobala sobie ubieranie pieluchy i skarpetek), po posilku biegnie do lazienki myc raczki, przynosi i odstawia na miejsce swoje buciki, jak rowniez calej rodziny albo instruuje nas gdzie mamy sciagac i jak stawiac buty:) Mam wiec nadzieje, ze niestarszne bedzie Biance byc pozostawiona w przedzszkolu pod bacznym ( mam nadzieje) okiem pan przedszkolanek. Julie takze czekaja zmiany. Nowa grupa,nowe panie, nowi znajomi, no i czas spedzony w przedzszkolu o wiele bardziej sie wydluzy.
Ale ,ale bez przesady przed nami jeszcze wyprawa do Polski!!!
Ps. Kalosze w dalszym ciagu niestety przydaja sie bardzo.

Smutna Julia.

Kolezanka, ktora mila nas dzis odwiedzic ze swoimi pociechami- zapomnila o umowionym spotkaniu. Julka jest niepocieszona. Cale przedpoludnie planowala zabawy z Tindra, rano nazbieralysmy malin i porzeczek do deserow lodowych, Julcia posprzatala swoj pokoj, powyciagala najladniejsze ksiazki i lalki. Posegregowala lego. Wszystko na czesc kolezanki. Alez byla zrozpaczona i zawiedziona kiedy nie przyszly o umowionej godzinie. No coz....i tak sie zdarza, aczkolwiek przykro patrzec na lzy swojego dziecka. Na szczescie jak to z dziecmi bywa,zal szybko mija. Julka juz zadowolona siedzi i maluje swiecocymi klejami pudelka na swoje male skarby. A Bianeczka jej dzielnie pomaga (czytaj przeszkadza)
Ps. Jedno co dobre, wizyta kolezanki zmobilizowala do posprzatania zakatkow dawno tego potrzebujacych:)

niedziela, 26 lipca 2009

Niedziela.


Niedziela minela nam spokojnie. Rano Tommy jeszcze probowal samodzielnie walczyc z komputerem. Kolo poludnia poddal sie i zadzwonil do Piotra. Kochany Piotr jak zwykle nie odmowil nam pomocy. Pojechalismy zawiesc komputer do miasta, potem pojechalismy do centrum handlowego, obkupic tym razem Tomka. Zjedlismy obiad na miescie i wrocilismy do domu. Zabralismy sie za porzadkowanie, a dziewczynki wraz z Alva jezdzily na rowerach, potem zajely sie lego.Na 18 pojechalismy na kawe i lody z truskawkami do babci Iny i dziadka Svena. O 20 wrocilismy do domu na kapiel.
Jutro na 13 zaprosilysmy Zandre z dziecmi: Tindra i Tristanem. Tindra jest rowiesnica Juli,od sierpnia beda rowniez kolezankami z jedej grupie przedszkolnej.