piątek, 25 grudnia 2009
Pierwszy dzien Swiat.
Sniezy. Od samego rana pada snieg, na poczatku bylo tak niewinnie.Teraz szaleje burza sniezna. Jak na razie napadalo jakies 20 centymetrow, do rana daleko....a nic nie zapowiada ze ma sie skonczyc. Kolo 20.00 Tommy zapytal czy wybralabym sie na stacje benzynowa po snus.Dlaczego nie,pomyslalam!
Bylo to zapewne najwieksze moje przezycie za kierownica samochodu. Dlugo rozpatrywalam wybor pojazdu, co bezpieczniejsze? Duza Zafira ze zwyklymi zimowymi oponami, czy Matizek na zimowkach z kolcami? Wybor padl na kolce.Juz wyjazd z garazu przyspozyl mi moc wrazen.5 kilometrowa trasa do pokonania pokryta byla gruba warstwa sniegu, czulam sie jak w malutkim czolgu, torujac sobie droge pomiedzy koleinami snieznymi.Dalam rade:) maksymalna predkosc 50 na godzine, w drodze powrotnej zdecydowalam sie na jazde okrezna, aby ominac "zakret pod gorke", wiedzialam ze mam bardzo znikome szanse wykonac ten manewr skutecznie. Mieszkanie na gorce ma swoje zdecydowane minusy zima.
Tak po zatym dzien minal nam bardzo sympatycznie, oprocz "wystepow" Julki. Na 13.00 bylismy zaproszeni do tesciow na swiateczny lunch, ja z Fara i Bianca w wozku poszlysmy spacerkiem aby mala pospala,a pies sie wyszalal. Tomek z Julka mieli przyjachac samochodem. U Haliny mieli byc rowniez Jola z Piotrem. Julka z miejsca zaczela "fisiowac" nie chciala sie przywitac, nie usiadla z nami do stolu, ale prawdziwe "klase" pokazla przy wyjsciu. Nie chciala sie ubrac, krzyczala, wyzywala.Pokazowka na calego.
W domu nie bylo wcale lepiej. Zaprosilismy sasiadow na swiatecznego indyka, mialo byc smacznie i odswietnie. Bylo smacznie ( tak mowili:) ale krzykliwie, ciagle uzeranie sie z Julka nie nalezy do najwiekszych przyjemnosci. Swieta jednak sa bardzo stresujace dla 4 i 1/2 latki. O 18.00 zarzadzilysmy z Jeanette wyjscie na dwor. Trzeba bylo odreagowac negatywne uczucia. Dzieciaki wiec odreagowywaly swiateczne napiecie, szalaly na gorce, a my "nawciagalismy" sie Bianci, ktora przeciez nie jest gorsza i tez musi zjezdzacz gorki, tyle ze nozki odmawiaja posluszenstwa jak trzeba wchodzic pod gorke. I nie ma sie co dziwic i tak podziwiamy Biance ze wogole ma sile sie ruszac w kombinezonie, wielkich butach, rekwiczkach i calym osprzecie zimowym!
Jutro sanki, sanki, sanki. Nie sadze ze bedziemy mieli ochote wsiadac do samochodow. Zarcia mamy na tydzien:) bedziemy korzystac z dobrodziejstw zimy i spedzac czas z dziecmi. Od poniedzialku znow orka, zarowno z mojej strony jak i Tomka, na dziewczynki zas czekaja opiekunki w przedszkolu.
Ps. Zdjecia z przed paru minut.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz