To byl ciezki dzien.
Zaczal sie pare minut po 6 rano. Zwleklam sie z lozka pelna nienawisci dla calego swiata, a cala wine kladlam na prace, bo to wlasnie z jej powodu musilam rozpoczac dzien w srodku nocy. ( na zlosc jeszcze dzien byl bardzo pochmurny) Szybka toaleta poranna i pobudka dziewczynek. Bianeczka z usmiechem na twarzy, zaciekawiona buszuje na lozku. Z Julka bylo o wiele gorzej. Ubieranie i mycie zebow odbywalo sie "na spiocha". Ksiezniczka obudzila sie dopiero na dobre po wyjsciu z domu- w strugach deszczu. Wspolnie z Julia pojechalysmy do dziadkow, gdzie zostawilismy Biance, a potem do przedszkola. Punktualnie o 8.30 bylam w miescie gdzie w hotelu Scandic mielismy sie stawic na tzw. "Dzien planowania" . Nasz pracodawna wynajal nam przestronny pokoj konferencyjny do godziny 17.00. Dostalismy super sniadanie hotelowe, nastepnie lunch oraz popoludniowa kawe. Nie pozostawalo nic innego jak tylko planowac, planowac i jeszcze raz planowac. Mialam nadzieje, ze moze uda nam sie skonczyc wczesniej, ale nic z tego. Punktualnie z 17 wyszlismy z hotelu.
Zmeczona jak pies wyruszylam w droge do Vålbergu
U babci Halinki czekaly na mnie dwie stesknione coreczki, Tomus oraz rozszalaly pies:) Posiedzielismy chwile u tesciow i kolo 19 zjechalismy do domku.
Na jurto zaplanowalismy mulenie batona :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz