Mamy w koncu namiastke zimy, sniegu moze nie za duzo, ale od razu zrobilo sie jasniej,czysciej i przyjemniej.Dzieciaki szaleja ze szczescia, po taplaniu sie w blocie w koncu mozna poturlac sie na bialym puchu, pojezdzic na sankach czy porzucac sie sniezkami.
Tak bawilismy sie na wieczornym spacerze. Nie wspominajac o naszym psie, ktory byl dzis na dworze nie zliczona ilosc razy. Fara kocha zime i trudno ja utrzymac w domu w taka pogode.
Oprocz dobrodziejstw zimy sa tez utrapienia, do ktorych trzeba na nowo przywyknac. Rano zanim ruszylam z pracy po nocce musialam jakiej 15 minut odkopywac samochod,w zwiazku ze nie mialam szczotki bylo to zadanie niezwykle tworcze (najlepsze ze szczotka lezala w bagazniku:)
Tomek w zwiazku z wczorajsza "niewydolnoscia brzuszka" pozostal dzis w domu, dziewczynki zas od rana byly w przedszkolu. O 14.00 mialam sie stawic w przedszkolu na tzw godzinach otwartych, w zwiazku z obchodami Swietej Lucji oraz zblizajacych sie Swiat. 3 na 4 grupy zapraszaly dzis rodzicow na slodki poczestunek: szafranowe bulki wypiekane wlasnorecznie przez maluchy, wlasne pierniczki, sok, mleko i kawka dla doroslych. Szkopul w tym, ze Julka z Bianca sa w roznych grupach ( sa jedynym "podzielonym" rodzenstwem )fizycznie wiec bylo nie mozliwe abym znalazla sie w dwoch grupach rownoczesnie. Najpierw pobieglam do Juli, ktorej pomoglam sie przebrac w sukienke Lucji. Potem pognalm do Bianci, ktora wlasnie sie wybudzala z popoludniowej drzemki. Przebralam mala i pobieglam po Julke, gdyz grupa Bianci miala spiewac swiateczne posenki i maluchy potrzebowaly julkowego wzparcia.
Po czesci artystycznej poszlysmy do grupy Juli ( trase pokonywalysmy droga wewnetrzna, musialysmy przejsc przez dwie inne grupy ) gdzie nie bylo tak "przytulnie" jak u Bianci ale wypilam kawe i zarzadzilam powrot do "Ksiezyca" ( Julki grupa to "Gwiazdka1"). Do zabrania mialysmy mase ubran Juli plus moje rzeczy, buty, torba. Szlam wiec objuczona ciagnac wszystko za soba. Bianca zas byla bez pieluchy, gdyz dwokrotnie ja "zgubila" ( przedszkole uzywa pieluch nie majtkowych, ktore chyba zapomnialam jak sie "montuje" i jej spadaly) Nagle slysze za soba ...Mamma...sssiiiiiii....i juz wiedzilam! Bianeczka zasikala pol pracowni plastycznej w jednej z grup. Dobrze, ze szwedzkie przedszkola sa bezdywanowe:) a pod reka znalazlam duzo papieru. W koncu po dobrej chwili z ulga dobrnelysmy do grupy Bianci, gdzie pozostalysmy jeszcze godzine. Dzieci swietnie sie bawily a ja nagadalam sie w koncu ze znajomymi rodzicami i opiekunkami.
Jutro jestesmy w domku, zapewne bedziemy korzystac z pieknej aury, moze uda sie cos porzadniej posprzatac? Kuchnia prawie gotowa, za sprawa Tomka, ktorego choroba pozwalala na zajecie sie szafami kuchennymi:)
U nas też już zima, napadało cudownie :-) sanki dla Kudłacza mamy, teraz trzeba się przesiąść z wózka na sanki na spacerach :-))
OdpowiedzUsuńWidze oczami wyobrazni jak pedzisz po tym przedszkolu objuczona jak ten dwugarbny.
OdpowiedzUsuń