piątek, 20 sierpnia 2010

Ostatni dzien wakacji.

Cztery tygodnie wolnego dobiegaja konca.Przed nami jeszcze wspolny weekend, a od poniedzialku zaczynamy "normalne" zycie. Nie byly to wakacje moich marzen.Niestety. Problemy w Tomkowej pracy, ciagly brak jego obecnosci w domu, widmo jego bezrobocia nie wplynely korzystnie na nasze samopoczucie. A Julci wypadek dolal tylko oliwy do ognia. Ale prztrwalismy i w oczach dzieci zapewne wakacje nie byly takie zle, jak w moich oczach.
Codzienie staralm sie wymyslac jakies zajecia, aby dzien minal nam przyjemnie. Duzo przebywalismy na swiezym powietrzu, zaliczylismy najprawdopodobniej wszystkie place zabaw w blizszej i dalszej okolicy. Spalismy do oporu, jedlismy pozne sniadanka, gotowalismy wspolnie ulubione dania dziewczynek, ogolnie cieszylismy sie przebywaniem razem.
W poniedzialek najprawdopodobnie wyjasni sie sprawa Tomka nowej pracy. Liczymy na pomyslna wiadomosc z nowej firmy, ktora wydawala sie bardzo nim zainteresowana. Jesli odpowiedz bedzie negatywna, tez sobie poradzimy. Jak nie ta praca, to inna. A dziewczynki beda mogly wiecej czasu spedzic z tata, z ktorym nie widzialy sie za duzo podczas tego lata.
Juli lekarstwa uczuleniowe przniosly pozytywne rezultaty. Juz dzis zauwazylam duza poprawe, opuchlizny zmalaly, a nowe pogryzienia, ktorych nie uniknelismy na spacerze w lesie wygladaja "normalnie" oraz nie wywoluja niesamowitego swedzenia. Nie zauwazylam tez aby Julia byla bardziej zmeczona niz normalnie, przed czym przestrzegano mnie. Julcia odlicza dni na kalendarzu, jeszcze "tylko" 11 dni do zdjecia szyny!!!


A teraz spora dawka zdjeciowa. Krotki spacer z psem, przerodzial sie w prawdziwa wyprawe.




Caly las usiany jest takimi cudenkami. Niestey oprocz kurek, nie moge znalesc nic co nadawaloby sie do garnka:)

W pewnym momencie Farah przepadla nam z oczu. Wywolalo to prawdziwa rozpacz u Julki, ktora zaczela nerwowo latac po lesie ( wspinac sie po skalach), na co Bianca zareagowala rykiem za Julka, ktora zniknela jej z oczu. A ja? Poszlam dalej, gdyz wiedzilam ze moj pies nie glupi i zaraz sam wroci. Oczywiscie wrocila, tu Julka "dusi" psa z milosci.

Wieczorem Tommy gral mecz na wlasnym boisku, wybralysmy sie aby mu dopingowac i wspomoc sklepik druzyny. Ja popijalam kawke, dziewczynki zas zajadaly sie hot-dogimi, lodami. Chlopaki postarali sie i wygrali mecz 2-1.Gratulujemy. Takie mecze fajnie ogladac.



Tyle na dzis, zycze Wam przyjemnego wekendu!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz